Chrześcijaństwo na skróty

Ruch charyzmatyczny intryguje wielu i stawia pytania, nad którymi trzeba poważnie się zastanawiać. Wiele ruchów religijnych w ramach Kościoła dopiero z perspektywy czasu możemy zaliczyć do herezji. I w czasach dzisiejszych trzeba być bardzo ostrożnym, żeby nie dać się zwieść na manowce. Jezus stale powiadał: "Baczcie, żeby was kto nie zwiódł (...) Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i czynić będą wielkie znaki i cuda, aby, o ile można, zwieść i wybranych" (Mt 24:4.24). Paweł powiada, że przeciwnik Chrystusa przyjdzie "z wielką mocą, wśród znaków i rzekomych cudów, i wśród wszystkich podstępnych oszustw wobec tych, którzy mają zginąć, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, która mogła ich zbawić" (2 Tes 2:9-10). O dniu sądu ostatecznego Jezus tak powiedział: "W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów i w imieniu twoim nie czyniliśmy wiele cudów? A wtedy im powiem: nigdy was nie znałem, idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie" (Mt 7:22-23).

DUCH TEGO WIEKU

To dobrze, że są ludzie, którzy regularnie czytając Pismo Święte, nie przyjmują wszystkiego bezkrytycznie. Bo rzeczywiście, nie tylko Bóg, ale i szatan posługuje się - przybierając postać anioła światłości (2 Kor 11:14) - cudami i znakami, aby "zwieść i wybranych". Będzie więc on działał w Kościele przez ludzi, którzy tylko z pozoru są chrześcijanami. c"Nawet z pomiędzy was samych - powiada Paweł do przełożonych zboru w Efezie - powstaną mężowie mówiący rzeczy przewrotne, aby uczniów pociągnąć za sobą" (Dz 20:30).

Duch tego wieku oczekuje, by coś robić szybko i widowiskowo. Moralne życie nie jest dziś tak ważne jak zewnętrzny przejaw charyzmatu. Nie liczy się tak bardzo dziedziczenie obietnic przez wiarę i cierpliwość (Hbr 6:12). Powodzenie dzisiaj ma ten, kto już teraz zdobywa wszystko. Kościół musi mieć już teraz wszystkie błogosławieństwa niebios, zapominając, że będą one jego udziałem dopiero po przyjściu Chrystusa (l P l:3-7). Powiada się nam, że już teraz możemy pozbyć się problemów finansowych, zdrowotnych, o ile tylko usiądziemy na latający dywan chrześcijaństwa. Zapomina się jednak o tym, że "musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego" (Dz 14:22).

Na gruncie takiej filozofii, filozofii pójścia na skróty, narodził się ruch charyzmatyczny. Działanie Ducha, zamiast pogłębiać bojaźń Bożą i moralne życie Kościoła, zostało spłycone i poddane wpływowi ducha naszych czasów. Zamiast autentycznego przebudzenia Kościoła fala religijnego poruszenia rozlała się w postaci cudów, znaków i proroctw. Zamiast budowania jedności Ciała Chrystusowego, nastąpił dalszy jego podział i rozdrobnienie. Tak samo na skróty poszedł Abraham, zniecierpliwiony długim oczekiwaniem na syna obietnicy. Wraz z żoną wykalkulowali, że ich służąca Hagar lepiej zapewni im potomka. W ten sposób pojawił się Ismael, z którym prawdziwe potomstwo Abrahama do dzisiaj ma kłopoty. Ludzka mądrość i pożądliwość, "dopomaganie" Bogu zawsze zniekształca i wypacza Boże działanie. Cielesność zawsze uważa, że wie lepiej.

ODEJŚCIE OD WZORCA BIBLIJNEGO

Wielu liderów ruchu charyzmatycznego nie trzyma się zasad Pisma Świętego. Autorytetem są dla nich przeżycia, wizje, rozmowy z istotami niebiańskimi, a nawet z samym Jezusem. Ten bezpośredni "głos Boży" jest ważniejszy od Słowa Bożego. Hagin posuwa się nawet do stwierdzenia, że zarówno Paweł jak i Jezus nie wiedzieli, że uzdrowienia nie można utracić. Powiada też, że "choroba nie ma nic wspólnego z Bogiem. Choroby nie przychodzą z nieba i nie są błogosławieństwem". Uzdrowienie łączy on ze zbawieniem. Wiele innych dziwnych sformułowań spotykamy w pismach owych proroków. Niektórzy z nich twierdzili nawet, że nie umrą, ale tak się nie stało. Wszystkie tego typu rewelacje to skutek objawień i wizji - bezpośrednich rozmów z rzekomym Jezusem.
Choroby, w pojęciu tych uzdrowicieli, to skutek działania demonów. Jezus ostrzega przed fałszywymi egzorcystami, którzy przy pomocy cudów starają się dowieść swego związku z Bogiem. Jak wiemy, mędrcy i czarownicy egipscy, podobnie jak Mojżesz zamienili laskę w węża i powtórzyli dwie pierwsze plagi (2 M 7:8-8:15). źródło ich mocy było inne, ale jej skutki takie same. Podziwiając tylko zewnętrzne skutki tajemniczych mocy, jesteśmy na dobrej drodze do zwiedzenia. Nie oznacza to jednak odrzucenia wszystkiego, co nadprzyrodzone, lecz odwrotnie - im więcej zagraża nam zwiedzenie, tym bliżsi powinniśmy być mocy Chrystusa. Trzeba umieć zauważać pochodzenie tych mocy (Hbr 5:14), badać różne duchy (l J 4:l).

Nieraz liderzy charyzmatyczni wymieniają imiona tych osób, które cierpią na daną chorobę. Czasami nawet przytaczają jakieś fakty z ich życia, co wzbudza ogólne zdziwienie i przekonanie o pochodzeniu tego daru wiedzy od Boga. Założenie takie jest dosyć niebezpieczne. Źródłem tego poznania może być Duch Święty, ale nie tylko. Zawsze trzeba zapytać: czy tak działa Bóg Biblii? Często wydaje nam się, że skoro coś dobrze wygląda, to jest prawdziwe. Fałsz zawsze dobrze wygląda, zanim nie zostanie poddany surowej próbie. Przykładem tego może być dziewczyna, która tak wołała za Pawłem i Sylasem: "Ci ludzie są sługami Boga Najwyższego i zwiastująwam drogę zbawienia" (Dz 16:17). Każde jej słowo było prawdziwe, a jednak Paweł stwierdził, że źródłem jej wiedzy nie był Bóg.

To wielkie ostrzeżenie dla nas. Jeżeli prawdziwe stwierdzenia usypiają naszą czujność, podsuwają uczucia pewności, wtedy nie odczujemy różnicy, gdy przyjdzie kłamstwo. Cuda i znaki nie są dowodem Bożego działania. Ponadto Jezus nie czynił ze swej mocy widowiska. Przede wszystkim głosił Słowo, a tylko czasem uzdrawiał. Przy tym nakazywał uzdrowionym, aby tego nie rozgłaszali. Bardziej dbał o stan ich ducha niż ciała. Koncentrujący się na ciele lub wykorzystujący ten element to zwolennicy tzw. ewangelizacji w mocy, którzy zniekształcają poselstwo zbawienia, chodzą widzeniem, a nie wiarą (por. 2 Kor 5:7), gdyż z zasady są materialistami, bardziej dbającymi o doczesność niż wieczność.

To prawda, każdy chce być zdrowy i nie jest to pragnienie grzeszne. Trzeba prosić Boga o zdrowie, korzystać z różnych środków, ale wykorzystywanie tego pragnienia do ewangelizacji jest nadużyciem. W czasie ewangelizacji raczej trzeba wzywać do pokuty i wiary w Jezusa Chrystusa, a każde nawrócenie w tym kontekście uważać za największy cud. "Podczas, gdy Żydzi znaków się domagają (...) my zwiastujemy Chrystusa ukrzyżowanego" (l Kor l :23-24). Zwiastujemy nie Ducha Świętego, lecz Jezusa Chrystusa i Jego w swoim życiu naśladujemy. Pisaliśmy już o tym wielokrotnie na łamach naszego miesięcznika "Słowo Prawdy". Zob: Teologia sukcesu (3/78), Dobrobyt jako stokrotna zaplata (5/88), Czy nauka Hagina jest biblijna? (7-8/88), Mój osobisty pogląd na uzdrowienie (3/92).

NIECO HISTORII

Jak wiadomo, ruch zielonoświątkowy pojawił się w 1906 roku w USA, zaś ruch charyzmatyczny - przy końcu lat 60 w Anglii. W tym czasie na dobre już kwitła na Wyspach Brytyjskich tzw. kultura pop - odrzucanie tradycyjnych wartości, konsumpcyjny styl życia, stawianie na młodzież, lekceważenie nauki i Kościoła. Kwitł indywidualizm, samodzielność, zmysłowość, bezprawie, poszukiwanie źródła siły i sensu życia.

Ruch charyzmatyczny był dzieckiem swoich czasów. Powstaje nawet pytanie: było to poruszenie Boże czy zjawisko ludzkie? Nie towarzyszyło bowiem temu przebudzenie w Kościołach, nie zauważało się znaków pokuty, upokorzenia. To prawda, jego liderzy pragnęli przywrócić Kościołowi jego nowotestamentowe treści. Powstawały więc grupy domowe pod przewodnictwem młodych braci, którzy nie czuli więzi z tradycyjnymi Kościołami, a większość z nich nie miała teologicznego wykształcenia. Pojawił się nowy styl nabożeństwa, pieśniom towarzyszyła gra na gitarze. Dotychczasowe praktyki kościelne uważano za przeszkodę w jednoczeniu ludu Bożego. Nie tworzono więc żadnych struktur.

John Wimber przybył do Anglii w 1980 roku z obietnicą mocy dostępnej dla wszystkich wierzących. Powiadał, że wszystkie trudności, włącznie z chorobami, są skutkiem działania demonów. Przedstawił też nową zasadę "ewangelizacji w mocy". Dotychczasowe tradycyjne zwiastowanie Billy Grahama i innych ewangelistów, nawołujących do pokuty, zostało odrzucone. Przez znaki i cuda niewierzący zostaną wprowadzeni do Królestwa, które ma nastąpić tu i teraz. Chrześcijaństwo poszło nową drogą, na której Pismo Święte przestało być najwyższym autorytetem.

Wraz z innymi Wimber wyprorokował, że w październiku 1990 roku w Londynie rozpocznie się wielkie przebudzenie, które ogarnie cały świat. W ciągu całego roku w Anglii odbywały się konferencje przygotowawcze. Z jakąż nadzieją i podnieceniem charyzmatycy oczekiwali na tę chwilę! Wimber sprowadził do Londynu całą swoją rodzinę, aby mogła być świadkiem tego wielkiego wydarzenia. Jednak oczekiwane przebudzenie nie nastąpiło i ruch charyzmatyczny w Anglii został poważnie osłabiony. Zaczęto więc szukać nowego pomysłu na podtrzymanie fali uczuć na wysokim poziomie. Odpowiedzią na to było "błogosławieństwo z Toronto", ale to już inna historia, na którą brak w tej chwili miejsca. John Wimber wraz z całym zespołem ewangelizował też przed laty w Warszawie. Stale powoływał się na proroctwa i obietnice szczególnego błogosławieństwa Bożego w związku z tą wizytą. Słowa Bożego było jednak mało. W lipcu tego roku (1997) również w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie wystąpił Morris Cerullo, obiecując "eksplozję cudownego uzdrowienia" i "nieograniczoną moc namaszczenia Duchem Pięćdziesiątnicy". Tym razem Słowa Bożego było jeszcze mniej. Osobiście dziwiłem się, jak niektórzy byli zafascynowani tymi wizytami, jak szli na nie jak gdyby na spotkanie ze swoim mesjaszem. Inny ewangelista tego typu, Reinhard Bonnke, przygotowuje się do przeprowadzenia w naszym kraju tzw. "ewangelizacji ogniem".


Konstanty Wiazowski
Artykuł stanowi odpowiedź na list i był opublikowany w miesięczniku "Słowo Prawdy" 2/1997